Sala matematyki, umiejscowiona w podziemiach, mogła, delikatnie rzecz biorąc, odstraszać swym wyglądem. Została jednak urządzona zgodnie z gustem uczącego tu profesora. Na ścianie przy wyjściu, wisiały tablice- zielone w białą kratkę. Wszelkie linijki, ekierki i cyrkle, były zawieszone na wystającej ze ściany ręce z bardzo długim środkowym palcem, wysuniętym ku górze. Ławki były czteroosobowe, uformowane w dwa półkoliste rzędy i co każdą ławkę, sala podnosiła się o schodek. Na lewo od wejścia, stało biurko profesora, z krzesłem, wyglądającym jak tron królewski, a na ścianie najbliżej tegoż biurka, wisiały dwa skalpy uśmiechniętych promiennie ludzi i jedno okno, które wyglądało jakby je namalowało dziecko z Parkinsonem. Okno to natomiast rzucało widok na apokalipsę i deszcz meteorytów. Przy ścianie końcowej, była szafa, zamknięta na szyfr, w której mieściły się wszystkie książki i zbiory zadań z matematyki. Salę oświetlały pochodnie o naturalnym płomieniu. Radek jednak, w swym biurku, miał pilota, którym kontrolował kolor płomieni- w zależności od najliczniejszej grupy uczniów na lekcji zmieniał go na błękitny, fioletowy, czerwony, lub zielony.